Start Artykuły Baranek zabity, abym miał życie
Baranek zabity, abym miał życie PDF Drukuj Email
Wpisany przez Ks. Tomasz Opaliński   
niedziela, 10 kwietnia 2016 06:39

Wielkanocny baranek


Podczas każdej Mszy św. powtarzamy: Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata. W wielkanocnych koszyczkach z pokarmami, które nieśliśmy do poświęcenia w Wielką Sobotę, z pewnością znalazł się baranek z ciasta, czekolady lub cukru. Czasem zastanawiam się, czy nie stał się on dla nas już tylko nieczytelnym symbolem, swojego rodzaju słodkim świątecznym gadżetem. Musi być w świątecznym koszyku – ale dlaczego? Czym jest ten wielkanocny baranek?
"Baranku wielkanocny coś wybiegł z rozpaczy / z paskudnego kąta / z tego co po ludzku się nie udało / prawda że trzeba stać się bezradnym / by nielogiczne się stało / Baranku wielkanocny coś wybiegł czysty / z popiołu / prawda że trzeba dostać pałą / by wierzyć znowu" – pisał z właściwą sobie dosadnością ks. Jan Twardowski („Baranku wielkanocny”).
Wielkanocny baranek wcale nie jest taki słodki, jak by sugerował materiał, użyty do wykonania owego symbolu z wielkanocnego koszyczka. To jest „Baranek zabity” – jak słyszeliśmy w dzisiejszym II czytaniu, Baranek, który doświadczył całej grozy, tragedii i beznadziei śmierci, tego „paskudnego kąta”, „popiołu”, „tego co po ludzku się nie udało” – jak napisał w swoim wierszu ks. Twardowski. Jego zapowiedzią był baranek, zabijany w noc paschalną przez Izraelitów na pamiątkę owej najciemniejszej nocy, kiedy dla Narodu Wybranego, skazanego w Egipcie na wymarcie, otworzyła się droga ucieczki ku wolności, za którą tęsknili, ale o której być może bali się już nawet marzyć. Stało się tak właśnie przez interwencję Boga, który jako znaku chroniącego przed zagładą użył krwi niewinnego baranka.


Uratowani Jego krwią
Paschalne baranki zabijane po to, by uratować skazany na zagładę naród, były jednak tylko zapowiedzią tego, co miało się dokonać. Stały się znakiem, którego Bóg użył, byśmy zrozumieli, co się tak naprawdę stało, kiedy Bóg ocalił od zagłady nie jeden naród, ale całą ludzkość – także nas. To stało się dwa tysiące lat temu, kiedy Jezus – Syn Boży – umierał na krzyżu, ratując nas od wiecznej zguby, na którą sami siebie skazaliśmy przez nasze grzechy.
Ten symbol – paschalnego Baranka – był bardzo czytelny dla pierwszych chrześcijan. Im nie trzeba było tłumaczyć obrazu, którego opis słyszeliśmy w dzisiejszym II czytaniu: wizji zabitego Baranka, który jest "godzien wziąć potęgę i bogactwo, i mądrość, i moc, i cześć, i chwałę, i błogosławieństwo" (Ap 5,12). Dla tego zwycięskiego Baranka byli gotowi na wszystko – na cierpienia, prześladowania, nawet śmierć. Tak jak słyszeliśmy w dzisiejszym I czytaniu – "cieszyli się, że stali się godni cierpieć dla imienia Jezusa" (Dz 5,41).


Przez śmierć do życia
Wielkanocny Baranek uczy, że trzeba przejść przez śmierć, by mieć życie, trzeba przejść przez cierpienie, by dojść do szczęścia, trzeba przejść przez beznadzieję, żeby dojść do nadziei. Jak to ujął ks. Twardowski, "trzeba stać się bezradnym / by nielogiczne się stało; trzeba dostać pałą / by wierzyć znowu".
Tego właśnie doświadczyli uczniowie Chrystusa. Po śmierci Mistrza – okrutnej i wydawało się bezsensownej, nadchodzącej nie w porę, bo przecież tak niedługo po wspaniałym triumfalnym wjeździe do Jerozolimy doświadczyli swojej bezradności. Dla nich ta śmierć była jak cios pałką w głowę. Oszołomieni, wrócili do swoich zajęć, nie bardzo wiedząc, co robić dalej ze swoim życiem. Jezus zmartwychwstały już się niektórym z nich objawił, ale tak trudno było w to uwierzyć, tak trudno było Go rozpoznać oczami, zasłoniętymi jeszcze łzami żalu po Nauczycielu. Może bali się, że to tylko ich przywidzenia, może wydawało się to im zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe.


Posiłek ze Zmartwychwstałym
Przyjdźmy i my dziś razem z nimi nad Jezioro Galilejskie. Przyjdźmy ze wszystkim, co nas przytłacza. Podczas Mszy św. Jezus chce zasiąść z nami, jak wtedy ze swoimi uczniami, do posiłku. „Chodźcie, posilcie się” – „bierzcie i jedzcie” – mówi. On chce dać nam sens w naszych bezsensach i nadzieję w naszych beznadziejach. Trzeba tylko – i aż – powiedzieć razem z Piotrem i uczniami: „to jest Pan”. Wierzysz w to?