Menu witryny
Królestwo nie z tej ziemi Ks. Tomasz Opaliński |
Wpisany przez Ks. Tomasz Opaliński | |||
sobota, 21 listopada 2015 13:41 | |||
Choć wydaje się, że czasy monarchów dawno już stanowią przeszłość i królowie są raczej gatunkiem zanikającym w polityce światowej, to sam termin „król” używany jest dość często. Królem nazywamy więc kogoś, kto ma na innych wielki wpływ, kto rządzi sercami i umysłami ludzi. Takich królów mamy wielu. Są królowie jednego sezonu, inni mają swoich stałych wyznawców przez lata. Kilka lat temu pogrzeb „króla muzyki pop” Michaela Jacksona zgromadził 20 tys. ludzi, a 300 milionów (w tym 2,7 miliona Polaków) oglądało pogrzeb w telewizji. Trudno oceniać, ilu z nich z powodu przywiązania do niego, ilu z ciekawości, faktem pozostaje ogromna popularność „króla popu”. "„Jesteśmy popularniejsi od Jezusa Chrystusa” – mówił prowokacyjnie John Lennon u szczytu powodzenia The Beatles. Byłby bliższy prawdy, gdyby powiedział to nie o muzyce pop, lecz o futbolu. Na mecze ligi angielskiej przychodzi w każdy weekend więcej osób niż wiernych na nabożeństwa kościoła anglikańskiego. (…) W Holandii Chrystus przegrywa popularnością z van Nistelrooyem, we Francji – z Zinedinem Zidanem, w Wielkiej Brytanii – z Davidem Beckhamem. Gdy podobizna Beckhama została umieszczona w buddyjskiej świątyni w Tajlandii, miejscowy mnich stwierdził: „Cóż w tym dziwnego, skoro futbol stał się religią i ma miliony wyznawców”" (Juliusz Urbanowicz, „Religia futbolu”, „Wprost” nr 26/2004). Jak w tym kontekście mówić o królestwie Chrystusa? Jak mówić o Jego królowaniu nad światem, kiedy wielu współczesnych „królów” jest od Niego popularniejszych?
|